- Przyznaj, że po prostu chciałeś komuś
strzelić prosto w zadek! - Lucian wrzeszczał. - Nie sądziłeś, że to go ocuci!
- Pomyślałem sobie, że jeśli sześciocalowy
pręt w dupie go nie obudzi to i tak już nie ma żadnych szans.
- Ale to nie był powód żeby naprawdę
strzelać!
- Podaj jeden powód, dla którego miałem
nie strzelić. Ale taki który mnie przekona.
- Proch na jeden wystrzał kosztuje pięć
sztuk srebra.
- Cholera, coś w tym jest.
- Czy możecie mnie już stąd ściągnąć? -
Ufok, który w ostatniej chwili zdobył się na skok niewyjaśniony niczym innym,
niż boską interwencją, spoglądał teraz na elfa i krasnoluda z szczerozłotego żyrandola opatrzonego numerem 2.- Nie po to
zużyłem jeden jedyny cud dla żółtodzioba na odzyskanie przytomności z jednym
hapekiem, żeby teraz go stracić od twardego lądowania i przygniecenia żyrandolem!
- To ląduj miękko. - Poradził życzliwie
krasnolud.
- Bardzo śmieszne.
- Nie marudź! Przeżyłeś wystrzał z mojej
młotbardy przy zerowej odległości. Jak dotąd nikomu to się udało.
- I dlatego mogę teraz zginąć
przygnieciony żyrandolem!?
- No. Te żyrandole i tak spadną nam na
łby. Inaczej po jaką cholerę ten wredny typ by je numerował?
- Z NUDÓW.
- Jeżeli nie masz czegoś co mnie
przekona do ryzykowania wspinaczki, żeby uratować to coś, to się nie odzywaj.
- NIE ZALEŻY MI NA JEGO PRZEŻYCIU.
Krasnolud, elf i Hoker Poker (blablabla)
Trzeci w niewyjaśnialny fizycznie sposób zdołali ze zdumieniem spojrzeć prosto
w oczy pozostałej dwójki bohaterów jednocześnie. Kiedy cisza nabrzmiała już
niebotycznym zdumieniem sufit ponownie przemówił.
- TYLKO ON ZNA HASŁO OTWIERAJĄCE
SKARBIEC.
- LUCIAN! Ściągaj portki! Robimy bangee
dla Ufoka!
- Czy ciebie motywują tylko pieniądze?
- Nie. Są tylko środkiem do realizacji
mojego sekretnego planu.
- Sekretnego?
- No. I Kosztownego jak jasna cholera.
- Co chcesz zrobić?
- Nie powiem. To właśnie znaczy
"sekretny", prawda?
Niewielka złota śrubka stuknęła o hełm
krasnoluda i potoczyła się gdzieś w mroczny kąt. Chwilę później jej śladem
poszły kolejne dwie. Doppelgengar jęknął.
Żyrandol wisiał już tylko na cienkim
miedzianym kablu w gumowej osłonce.
- To my już mamy elektryczność? -Zdumiał się elf
Wyraźnie powiedział to w złą godzinę, bo
niebieska guma i miedziany drucik zniknęły natychmiast, a to, co litościwie
nazwiemy grawitacją postanowiło przypomnieć co oznacza "przyciąganie
ziemskie".
Dorum wyraźnie podjął decyzję. Jednym skokiem, którego
nikt nie powiązałby z przedstawicielami jego rasy, zwłaszcza tak ciężko
opancerzonymi jak on, znalazł się bezpośrednio pod żyrandolem. Rozłożył szeroko
ręce i pochwycił go w swe mocarne ramiona. Jednocześnie uświadomił sobie, że
złoto jest raczej ciężkie a te wszystkie sztabki wielkości cegły, tak chętnie i
hurtowo przerzucane z pociągów do worów i z łatwością przenoszone na koński
grzbiet ważyłyby niemal czterdzieści kilo na sztukę. Dorum przypomniał sobie o
tym w samą porę.
Uzyskał świadomość swego niewyobrażalnego bogactwa,
zrozumiał, że dosłownie spadła na niego fortuna.
Miał tylko nadzieję, że żyrandol wystarczy na pokrycie
kosztów wskrzeszenia.